Perlikiewicz Marta
Tłumaczka z języka estońskiego. Wiele lat temu północny wiatr wywiał ją do uroczego estońskiego miasta Tartu, gdzie zamieszkała i założyła rodzinę.
W wolnych chwilach szyje poduszki w kształcie kotów, jeździ na rowerze, a w kuchni wypróbowuje przepisy kulinarne, niekoniecznie estońskie.
Dlaczego lubi tłumaczyć? To pasjonujące zajęcie. Potrzeba tu wyczucia i troszkę tajemnej wiedzy. Tłumacz wchodzi do zaczarowanego świata, jakim jest książka obcojęzyczna. Jego zadaniem jest stworzenie podobnej w rodzimym języku. Musi więc odszyfrować sekretne treści tak, aby dla czytelnika ze swojego kręgu kulturowego były zrozumiałe i brzmiały naturalnie.
Jakie radości i trudności pojawiły się podczas tłumaczenia książki o Piii Pierniczek?
Tłumaczenie wypowiedzi Jacka to niezła zabawa, niemniej jednak trzeba też troszkę pogłówkować. Kanadyjczyk śmiesznie zniekształca język. Lubi nieczwiecze, ale nie w zuu. Jego słynne powitalne zawołanie: Tšaumisteed?! to zlepione słowa: tšau, mis teed? (“Cześć, co robisz?“). No, ale polski zlepek już nie jest tak efektownym rozwiązaniem… W innym miejscu Jack myli znaczenia słów King (but) i kink (prezent), bo po estońsku brzmią prawie identycznie. Skromny Jack chce wyrazić, że nie oczekuje prezentu na urodziny, ale wychodzi coś innego: King pole vaja, czyli: Nie trzeba buta. No i tłumacz ma zagwozdkę!
Język estoński jest specyficzny. Nie ma w nim rodzaju gramatycznego i nie zawsze wiadomo, o kim mowa – o dziewczynce czy chłopcu. Podobnie sprawa ma się z kotem Nuustikiem – w języku estońskim może być zarówno kotem, jak i kotką, ale ponieważ nuustik oznacza gąbkę, w polskiej wersji został kotką Gąbką i obyło się bez wymyślania nowego imienia…